sobota, 13 maja 2017

Julius Madritsch w książce Williama Kornblutha "Sentenced to remember"

         
             Autor książki „Sentenced to remember” był naocznym świadkiem wydarzeń, które miały miejsce podczas Holokaustu.  Swoje wspomnienia zaczyna od okresu, gdy był małym chłopcem,  pochodzącym z żydowskiej rodziny.  Mieszkał w Tarnowie, mieście w południowej Polsce i tam też chodził do szkoły. Już wtedy odczuł niechęć ludzi do Żydów, kiedy to jego rówieśnicy wyśmiewali się z niego, czy nawet bili z tego powodu. Horror zaczął się dopiero kiedy w 1939 roku do Tarnowa wkroczy oddziały niemieckie.
             Kornbluth bardzo dokładnie opisuje swoje przeżycia oraz losy jego i jego rodziny. Zawarł również w swoich wspomnieniach mnóstwo wzmianek dotyczących Juliusa Madritscha.
             Po przeniesieniu rodziny Kornblutha do getta, jego brat Natan – wykwalifikowany rzemieślnik – został zatrudniony u Madritscha, producenta mundurów dla niemieckich sił zbrojnych. Wkrótce do pracy przyjęto też samego autora. Aby zdobyć zatrudnienie u Madritscha, wystarczyło jedynie pobieżnie pokazać umiejętność szycia.  Kornbluth opisuje, że miejsce to okazało się mieć zasadnicze znaczenie w ich długoterminowym przetrwaniu. Natomiast w  perspektywie krótkoterminowej umożliwiło kontynuowanie niebezpiecznej, ale zasadniczej praktyki - powrotu do getta z jedzeniem.
              Wspomina też, że zatrudnienie u Madritscha dało jego siostrze Bronce tymczasową ochronę. Uniknęła ona wówczas procesu selekcji. Bez identyfikacji nie miało się żadnych szans podczas zatrzymania. Zaświadczenie o zatrudnieniu było niekiedy wszystkim co decydowało o życiu lub śmierci. Dlatego, aby uchronić Simona, który był w getcie bity, głodzony i skazany na ciężką pracę, zorganizowano mu identyfikator i zatrudnienie u Madritscha. Był on ekspertem od maszyn do szycia, a to uczyniło go cennym dla Madritscha oraz utrzymało go przy życiu.
             We wrześniu 1942 roku, podczas likwidacji tarnowskiego getta i wywozu Żydów z Tarnowa do obozu koncentracyjnego w Płaszowie, wszyscy ci, którzy pracowali dla Madritscha, mieli osobną selekcję. Wiele kobiet zostało oddzielonych od głównej grupy. Madritschowi nakazano, aby wybrał pracowników, którzy mają  zostać wysłani do pieców Oświęcimia i czuł, że nie będzie mógł tego robić bez strażników SS.  Po drugiej selekcji ludzie pracujący dla Madritscha zostali załadowani  do  pociągu przeznaczonego dla bydła, kilkadziesiąt na wagon kolejowy i wywieziono ich do Płaszowa.Ta kwestia była omawiana w Instytucie Yad Vashem podczas rozpatrywania kandydatury Madritscha do tytułu “Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata”, jednak uznano, że w tych okolicznościach postępowanie Madritscha było niezależne od jego woli.
                William Kornbluth,  Natan i  Simon nadal pracowali dla Madritscha, ponieważ fabryka  została założona również w Płaszowie. W tym momencie ich obawy zmniejszyły się. Wiedzieli, że mają pracować, a nie czekać na śmierć. Ci, którzy pracowali dla Madritscha, byli traktowani łagodniej niż więźniowie, którzy byli codziennie wysyłani na inne stanowiska robocze w Płaszowie czy w Krakowie. W przeciwieństwie do nich, jego  pracownicy pracowali mniej brutalnie w barakach. Byli też beneficjentami niepisanego prawa w Płaszowie, że robotnicy  Madritscha nie podlegali rozstrzelaniu. W przeciwnym razie prowadziliby normalny tryb obozowy. Podejrzewali, że Madritsch przekupił Goetha lub też dowódca obozu był cichym partnerem. Fabryka wytwarzała ok. dwadzieścia tysięcy mundurów dla wojska miesięcznie i była niezmiernie opłacalna. Madritsch płacił niemieckim władzom 7,50 marki dziennie za każdego mężczyznę i 5,00 marki za kobietę. Zyski wszystkich zaangażowanych były ogromne.
            Raymond Titsch – współpracownik Madritscha, człowiek humanitarny i przyzwoity, nadzorował zakład. Zajmował się dostarczaniem dodatkowych porcji chleba do baraków fabryki w Krakowie, aby uzupełnić  skromne racje żywnościowe w obozie. Było to przestępstwo, za które groziła surowa kara. Życie w obozie było bardzo ciężkie. Często brakowało racji żywnościowych i ludzie głodowali. Nie było dostępu do dodatkowych potraw. Niektórzy więźniowie przemycali jedzenie do obozu, czym narażali swoje życie. Kornbluth twierdzi, że jedynie fabryka Madritscha była inna, a ludzie byli tam „szczęśliwi”.
              Korzystanie z latryn w obozie w Płaszowie było dla nich prawdziwą torturą. Aby dostać się do nich, trzeba było przejść przez jezioro moczu o głębokości kilku centymetrów. Wszystkie pomieszczenia latrynowe były pokryte odchodami więźniów z biegunką. Nie było papieru i było mało miejsca.  O wiele lepsze warunki mieli pracownicy Madritscha, gdyż latryna przy ich baraku była lepiej utrzymana niż latryny obozowe.
               William Kornbluth wielokrotnie wspomina Madritscha w swojej książce. Miał on z nim bezpośrednie do czynienia, gdyż Julius ocalił jego, jak i najbliższą rodzinę, a razem z nimi mnóstwo innych więźniów. Jest to naoczne świadectwo o Madritschu jako o człowieku ratującym Żydów przed zagładą.


Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Łączna liczba wyświetleń

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Unordered List

Theme Support

Unordered List